Po 3 latach rozbitego małżeństwa mój mąż zostawił mnie z trójką dzieci i moje życie legło w gruzach. Chciałem to wszystko zakończyć, prawie popełniłem samobójstwo, ponieważ byłem tak przygnębiony. Przez cały ten czas byłem tak emocjonalnie przygnębiony, a życie wydawało się bez sensu. Pewnego pamiętnego
Moim zdaniem już nic mu nie udowodnisz, jest za późno! wiesz czemu? właśnie przez jego towarzystwo i to co uroiło się w jego głowie. Powiem tylko krótko, uciekaj! miałam przez 15 lat takiego męża, który mnie zabił psychicznie i fizycznie, a ja oddałabym dla niego życie, swoje i pewnie jeszcze syna. Uciekłam po 15 latach, nie dowierzam teraz, że dałam sobie wejść na głowę, zmarnować tyle lat, tak sobą pomiatać i tak sobą manipulować, bić się i maltretować psychicznie. Ten człowiek już jest chory z zazdrości, a na to jest tylko jeden lek, psycholog i terapia. Jeżeli nic z tym on nie zrobi, to nie masz szansy najmniejszej na zmianę tego sama, będzie z dnia na dzień coraz gorzej, a może skończyć się tragicznie. Wiem coś o tym, ja uciekłam w ostatniej chwili! Teraz się cieszę, że się ocknęłam, ocknęłam się w czas....Nadal się go boję i bolesne wspomnienia wracają, a jesteśmy 5 lat po rozwodzie. Nie czekaj tak długo, dziewczyny piszą zbyt "ciężkim językiem" ale mają rację ratuj się.
Minął miesiąc odkąd nasze normalnie płynące życie legło w gruzach. Rzadko występujący rozlany i nieoperacyjny złośliwy glejak rdzenia przedłużonego oraz części szyjnej dosłownie ,,zmiótł” w przeciągu 2 tygodni naszego ukochanego pełnego życia, rozbrykanego i ciekawego świata 9 latka Hubercika. Ten cichy nowotwór w krótkim czasie zdążył narobić wiele szkód w jego
Cześć dziewczyny, jestem tegoroczną maturzystką. Jestem zadowolona z wyników, bo naprawdę się takich nie spodziewałam, poza matematyką, która zawsze była moim problemem, ale dawałam z siebie naprawdę wszystko...gdy zobaczyłam wynik z matematyki 28% móje życie w pewnym momencie legło w gruzach, serce mi pękło. Zabrakło mi 1 punkta do zaliczenia...dziewczyny już bym wolała żeby zabrakło mi 5 lub 10 punktów wtedy nie czułabym takiego żalu do siebie. W przyszłym roku i tak mam zamiar poprawić maturę z wosu i historii (chociaż w tym nie poszło mi źle,ale na prawo by zabrakło,z resztą o czym my mówimy, matma...) i pójść na prawo, takie jest moje marzenie. Ale w tym roku miałam plan pójść na fiolologie hiszpańską, co bardzo by mi się przydało ponieważ często wyjeżdżam do Hiszpanii. No i właśnie...moje plany zostały pokrzyżowane...poprawkę matematyki mam 27 sierpnia, moje pytanie brzmi następująco...mam szansę na studia w tym roku? podobno są jeszcze drugie nabory, druga rekrutacja...a jak nie to może jakaś szkoła niepubliczna, myślałam o Ateneum w Gdańsku (jestem z Trójmiasta). Tam jest chyba szansa, żeby się dostać i słyszałam dobre opinie. Całe szczęście, że moja ciocia jest psychologiem bo nie wiem co by się ze mną działo, naprawdę ciężko mi jest sobie z tym poradzić, zwłaszcza, że nie jestem głupia, mam swoje ambicje... Nie macie pojęcia co teraz przeżywam, nie mam ochoty dosłownie na nic, jest mi strasznie przykro. Odnośnie matematyki, to złożyłam formularz na kurs matematyczny przygotowujący do matury poprawkowej. Pierwsza lekcja jest gratis, idę we wtorek. Zobaczymy jak bedzie. Zmieniany 1 raz(y). Ostatnia zmiana 2013-06-30 10:08 przez adrina. pewnie , że jest szansa Poprawisz matmę i droga wolna - często zostaje dużo miejsc wolnych na studia, ludzie rezygnują. Poza tym uważam że na uczelnie niepubliczne jest zawsze mniej chętnych, no ale to musisz się poorientować jak sytuacja wygląda w Twoim rejonie Głowa do góry, na pewno będzie dobrze I powodzenia w sierpniu ! CytatxxRoSeSxx pewnie , że jest szansa Poprawisz matmę i droga wolna - często zostaje dużo miejsc wolnych na studia, ludzie rezygnują. Poza tym uważam że na uczelnie niepubliczne jest zawsze mniej chętnych, no ale to musisz się poorientować jak sytuacja wygląda w Twoim rejonie Głowa do góry, na pewno będzie dobrze I powodzenia w sierpniu ! Dziękuje Ci bardzo, każde słowa otuchy są teraz dla mnie ważne... to dobrze, bo czasami myśle że nie mam już szans na studia w tym roku Głowa do góry ja w tym roku też pisałam maturę , z wyników również jestem zadowolona tylko matematyka .. 26 % czyli 2 pkt mi zabrakło. Również będę pisała w sierpniu poprawkę tylko ,że ja na studia wybieram się dopiero od lutego , ale nie martw się na pewno dasz sobie radę . Miejsca na pewno będą bo dużo osób rezygnuje na rzecz innych uczelni , rozmyślają się więc możesz być spokojna tytul tego postu jest mocno przesadzony i doscyc naiwny masz cale zycie przed soba i w nim spotka Cie napewno duzooo duzo wiecej znaczacych porazek MATURA TO NIE KONIEC SWIATA znam mnostwo ludzi sukcesu bez tego papierka, niepelne srednie nie przekresla twoich ambicji ! a zyciowy sukces jest zasluga duzej pewnosci siebie i zaradnosci i brak dostatecznej wiedzy niekoniecznie z nim koliduje ..aa skoro zabrklo Ci tylko 1 punkta w maju to spewnoscia bez problemu poradzisz sobie w sierpniu najlepiej udaj sie na jakies korki zebys nie miala watpliwosci ze tym razem tez polegniesz .. trzymam kciuki Dasz rade, poprawisz i jak będziesz miała trochę szczęścia to się dostaniesz na studia. powodzenia. poza tym przygotuj sie na to, ze zycie to nie bajka i niesie ze soba wiele rozczarowan. na studiach sama sie przekonasz. Zmieniany 1 raz(y). Ostatnia zmiana 2013-06-30 10:15 przez nurhia. Jaki tytuł, chyba przesadzasz! ja to dziekuje Bogu ze mnie jeszcze nie objela ta obowiazkowa matura z matmy bo bym nie zdala. Matma jest trudna. To prawda, wyksztalcenie wyzsze i papierek uczelni tak naprawde prawie nic dzis nie daje. Takze nie martw sie. Cytatalibabato Jaki tytuł, chyba przesadzasz! mnie zabraklo rok temu 4 pkt nie łam się, choć ja na pewno zareagowałabym w ten sam sposób, ale matmę zdawałam rozszerzoną, nie jestem super inteligentna, ale wiem, że się da, tylko musisz się uwziąć i do dzieła nie myśl o tym, bo stresujesz się zapewne niepotrzebnie, a rok przerwy możesz wykorzystać na wiele sposobów, to naprawdę nie jest koniec świata Cytatizus91_91 nie łam się, choć ja na pewno zareagowałabym w ten sam sposób, ale matmę zdawałam rozszerzoną, nie jestem super inteligentna, ale wiem, że się da, tylko musisz się uwziąć i do dzieła nie myśl o tym, bo stresujesz się zapewne niepotrzebnie, a rok przerwy możesz wykorzystać na wiele sposobów, to naprawdę nie jest koniec świata tyle ,że ja nie chce roku przerwy. oczywiście, ze jest szansa. zaraz we wrześniu będzie druga tura naborów i możesz się spokojnie dostać tam gdzie chcesz. tylko ucz się Poprawisz maturę i jeszcze w tym roku pójdziesz na prawo jesteście kochane...nie wiecie jak bardzo podnosicie mnie na duchu i dajecie mi siłę współczuję, znam ludzi, którym tak samo zabraklo. jednak oni na studia się nie wybierali. Przykro nam, ale tylko zarejestrowane osoby mogą pisać na tym forum.
Ich życie legło w gruzach: "Mój chłopak jest MOIM BRATEM" 50. Podziel się: 50. Podziel się: "Moje dziecko będzie wychowywało się w "rozbitej rodzinie" i to Z MOJEJ WINY"
Ojciec artystki, słynny jazzman Krzysztof Sadowski, został oskarżony o pedofilię. Wokalistka przyznaje, że ostatnie tygodnie były najtrudniejszymi w jej życiu. W sierpniu dziennikarz śledczy Mariusz Zielke opublikował artykuł w którym napisał, że wielka postać polskiego jazzu, współtwórca programów muzycznych dla dzieci, nauczyciel gry i śpiewu, Krzysztof Sadowski jest pedofilem. Muzyk miał dopuszczać się przestępstw na dzieciach wykorzystując swoją pozycję zawodową w świecie artystycznym. Sadowski brał udział m. in. w produkcji programów muzycznych dla dzieci w telewizji TVP i Polsat ("Tęczowy Music Box", "Co jest grane?"), uczył dzieci na szkoleniach i obozach muzycznych. Udzielał tam lekcji gry na instrumentach i śpiewu. Jak donosił Zielke, artysta wybierał na swoje ofiary głównie dzieci z domów dziecka, z rozbitych rodzin, po przejściach. Oskarżenia wobec Sadowskiego dotyczą wydarzeń, które miały rozgrywać się głównie w latach 90-tych. W wydanym oświadczeniu muzyk zaprzeczył oskarżeniom. Jedna z jego rzekomych ofiar zdecydowała się ujawnić swoją tożsamość. Jej relacja przekazana TVN24 jest naprawdę wstrząsająca. Olga Śmigielska opowiada, że Krzysztof Sadowski wykorzystał jej trudną sytuację rodzinną. Olga Śmigielska przyznała, że była ofiarą idealną. Gdy padła ofiarą molestowania i gwałtu miała 15, 16 lat. – Wychowywałam się w rozbitej rodzinie, która jednocześnie była częścią artystycznego środowiska. Mama miała problemy, ojciec skupiony był na swojej karierze. A ja byłam jeszcze dzieckiem. Dziewczynką, która potrzebowała uwagi i ojca. Sadowski dobrze o tym wiedział. Zaczęło się od zaproszeń na lody, do kina, biletów na Jazz Jamboree. (…) Pytał mnie o moje życie i problemy, doradzał tak po ojcowsku. A ja byłam szczęśliwa, że ktoś się mną tak zainteresował. I to nie byle kto – wyznaje kobieta. Czytaj też:Ofiara Sadowskiego pokazuje twarz. "Zaczęło się od zaproszeń na lody, do kina" Milczenie przerwała córka Krzysztofa Sadowskiego, Maria. W emocjonalnym wpisie na Facebooku przynaje, że doniesienia o ojcu zamieniły jej życie w piekło. "To były dla mnie najgorsze dwa miesiące mojego życia. Nikomu nie życzę, żeby musiał przechodzić przez takie piekło. Niespodziewanie, z dnia na dzień całe twoje dotychczasowe życie leży w gruzach..." – wyznaje wokalistka. Dziękuje wszystkim, którzy wspierali ją w tym trudnym czasie. "Życie toczy się dalej, a ja muszę się podnieść nie tylko dla siebie ale przede wszystkim dla moich ukochanych dzieci i męża. Nie pierwszy raz muzyka, film, tworzenie, bycie kreatywnym ratuje mi życie. Tak więc wracam do tego, co potrafię robić najlepiej. Dziś pierwszy raz, z duszą na ramieniu i z drżeniem serca wychodzę znów na scenę..." – pisze Maria Sadowska. facebookCzytaj też:MEN wycofuje się z kontrowersyjnego pomysłu
W szczególności te o Marcie Mitchell. Jej historia to poruszająca tragedia o kobiecie, która została zmarginalizowana i zignorowana, a jej życie legło w gruzach, ponieważ poznała prawdę i starała się, żeby ludzie również o niej się dowiedzieli" – dodaje reżyser Matt Ross.
fot. Adobe Stock, shurkin_son Wymknęłam się do kuchni i stanęłam przy oknie. Spoglądając na ulicę, zamyśliłam się. Boże… Co dalej? Jak ja sobie teraz poradzę? Coś się skończyło w moim życiu i to nie była miła myśl. Moje pełne obaw rozważania przerwała przyjaciółka, która zajrzała do kuchni. – Halinko, może dołożymy sałatki? Mówiłaś, że jest w lodówce, tak? – zaproponowała. – Tak, tak, weź… druga półka… – odparłam nieuważnie. – Stało się coś? – zainteresowała się czujna jak zawsze Stasia. – Niby co? – Wzruszyłam ramionami. – Weź sałatkę, a ja pokroję jeszcze pomidory. No idź do gości. Stasia wzniosła oczy ku niebu, ale posłusznie wzięła salaterkę i poszła do pokoju. A ja, zamiast zabrać się za krojenie, znowu gapiłam się w okno. Wczesny wieczór, więc czemu ulice świecą pustkami? Gdzie się wszyscy podziali? Nie było na czym oka zawiesić. Ani, co gorsza, o co myśli zaczepić, więc wciąż wracały do tego samego. Co się stało? Niby nic… Poza tym, że moje dotychczasowe życie właśnie się skończyło. Opóźniałam przejście na emeryturę, ile mogłam, bo nie wyobrażałam sobie życia bez pracy. Bez tej rutyny codziennego wstawania, dojeżdżania do biura, wysłuchiwania tyrad kierowniczki. Co innego Stasia, która od dwóch lat była na emeryturze i wielce sobie chwaliła ten stan. Twierdziła, że dopiero na emce – jej autorskie określenie – rozkwitła, zaczęła korzystać z uroków życia i przestała się martwić o to, na co nie miała żadnego wpływu. Zazdrościłam jej tej radości. Dla mnie przejście na emeryturę wiązało się z lękiem i niepewnością. Co dalej? Czy jeszcze cokolwiek mnie czeka, czy już tylko wypatrywanie ostatecznego końca wszystkiego? A może bałam się przyszłości, bo byłam sama? To znaczy, owszem, miałam córkę, zięcia, wnuki, jednak oni mieszkali na drugim końcu miasta. Telefonicznie rozmawialiśmy prawie codziennie, ale odwiedzaliśmy się rzadko. Ja pracowałam, a córka zajmowała się bliźniakami i miała na głowie cały dom, bo zięć biznesmen często był nieobecny. Swojego męża pogoniłam kilkanaście lat temu. Taki niby był troskliwy, uczynny, miły, aż odkryłam, że nie tylko dla mnie taki był. Pomagając rudej sąsiadce z czwartego piętra w remoncie, tak się przyłożył do roboty, że zmajstrowali dzieciaka... Może bym wybaczyła jeden romans, ale w trakcie awantury wyszło na jaw, że dzielnie „pomagał” także innym paniom. Ruda w końcu też go zostawiła, uznawszy, że poza alimentami nie chce mieć nic wspólnego z takim ogierem-pomagierem. Rozstaliśmy się. Odchorowałam to ciężko, ale potem wzięłam się w garść – była Elizka, miałam dla kogo żyć, o kogo się troszczyć. Nawet gdy córka wyszła za mąż i wyprowadziła się na drugi koniec miasta, nie czułam się zbędna, stara, odstawiona na boczny tor. Funkcjonowałam jak dobrze zaprogramowany robot. Praca, zakupy, dom. Praca, zakupy, dom. I tak przez lata. A teraz nagle wszystko się skończyło. Czułam się, jakby mi ktoś prąd odłączył albo zmienił program na jałowy bieg. – Wypatrujesz księcia na białym koniu? – Stasia weszła do kuchni. – Czy czekasz na kogoś, kto pokroi pomidorki? – Podeszła i objęła mnie w pasie. – No, Halinka, co jest? Takie fajne przyjęcie ci wyszło. Jedzonko pycha. Anka nie może się nachwalić sałatek! A ty zamiast posiedzieć z nami, chowasz się w kuchni. – Nie chowam się, tylko… Nieważne. Już się biorę za te pomidory. Wyswobodziłam się z jej objęć. Nie pora na użalanie się nad sobą; wolałam to robić bez świadków. Otworzyłam lodówkę, wyjęłam co trzeba, i wzięłam się za krojenie pomidorów oraz cebuli. Wciąż z uczepioną do moich pleców Stasią. – Płaczesz od cebuli czy od serca? – Nachyliła się i zajrzała mi prosto w oczy. – Zresztą rycz. Płacz to zdrowie, podobnie jak śmiech, bo i jedno, i drugie uwalnia nasze emocje. – A ty uwolnij mnie z łaski swojej – prychnęłam, energiczniej ruszając ramieniem – i idź zapytaj, czy ktoś z gości ma ochotę na herbatę, kawę, sok czy co tam. Poszła i wróciła z całą listą zamówień. – Trzeba było zrobić imprezę w jakiejś knajpce – skwitowała. – Tak jak ja. Nic się nie narobiłam, a wybawiłam się za wszystkie czasy, no ale ty, jak każda Zosia Samosia... – Dobra, dobra – przerwałam jej. – Następnym razem tak zrobię. – Nie będzie następnego razu, moja droga. Na emeryturę przechodzi się tylko raz. – Szkoda, że w ogóle był ten pierwszy... – mruknęłam ponuro. Stasia aż się żachnęła. – Co ty gadasz? Chciałabyś tyrać do śmierci? Wreszcie dotrwałaś do zasłużonego odpoczynku, kiedy człowiek już nic nie musi, za to może robić, co chce! Łatwo jej mówić. Może Stasia miała tony pomysłów na to, co robić, ale ja czułam się jak ryba wyciągnięta z wartkiej rzeki i wrzucona do leniwego stawu. Kiedyś skupiałam się na pracy, domu i opiece nad córką. Gdy Elizka podrosła, i miałam więcej czasu dla siebie, jakoś nie przyszło mi do głowy, żeby zająć się czymś innym niż praca i dom. Odkąd córka się wyprowadziła i zostałam sama, najwięcej czasu spędzałam w pracy. Pierwsza rwałam się do nadgodzin, a gdy musiałam wybrać urlop, prawie w depresję wpadłam. Nie wiedziałam, co mam robić na tych przydługich wymuszonych wakacjach. Skończyło się na tym, że siedziałam w chacie i oglądałam seriale, z niecierpliwością odliczając dni do powrotu do pracy. A teraz... teraz ten urlop będzie trwał wiecznie! To znaczy do czasu, aż umrę z nudów i frustracji. – To może lepiej od razu kamień do szyi… – powiedziałam na głos, czym postawiłam Stasię na baczność. – Jaki kamień? Jaka szyja? O czym ty myślisz, kobieto? – Odsunęła się i chyba w ramach kary za smętne myśli rzuciła we mnie kawałkiem pomidora. – Oszalałaś? – Odskoczyłam. Stasia zachichotała jak smarkula i… kolejny plaster pomidora poleciał w moją stronę. Ledwo zdążyłam się uchylić. – Prosisz się o lanie – wycedziłam, łapiąc za ścierkę. Udało jej się mnie rozruszać i resztę przyjęcia spędziłam, bawiąc się z gośćmi, a nie gapiąc smętnie w kuchenne okno. Ale potem splin wrócił. Od imprezy minęło kilkanaście dni, a ja nadal nie umiałam sobie znaleźć miejsca. Wciąż budziłam się wcześnie, choć nie musiałam. Potem w wyrobionym przez lata nawyku biegłam do łazienki i… dopiero tam, patrząc w lustro, przypominałam sobie, że już nigdzie nie muszę się spieszyć. Snułam się więc bez celu po mieszkaniu, obecnie wysprzątanym na błysk. Zdążyłam zajrzeć w każdy kąt i w każdą szparę, w kafelkach można się było przeglądać... No ale ile można sprzątać? Z nudów włączałam telewizor i oglądałam to, co się akurat trafiło. Byle dotrwać do wieczora i rozmowy z córką. Tylko dzięki naszym pogawędkom, słuchaniu, co nowego u nich słychać, miałam ochotę budzić się następnego dnia rano. Nie zwierzałam się Elizce ze swoich nastrojów i tego, że nie mam pojęcia, co robić z wolnym czasem na tej zdecydowanie przereklamowanej emeryturze. Nie chciałam niepotrzebnie martwić córki i angażować w moje sprawy. I tak miała dość roboty. Stasia nie odzywała się od dnia imprezy. Ciekawe, gdzie ją wywiało… No tak, przecież następnego ranka miała jechać do Krakowa – przypomniało mi się – na całe trzy tygodnie. Że też jej się chce, że też znajduje czas na te swoje wolontariaty, wycieczki, tańce, fesjbukowanie i nie wiedzieć co jeszcze, jakby doba miała więcej niż 24 h. Ja nie miałam czasu na bzdety. Praca, dom, zakupy, praca, dom, zakupy, gdzie tu wcisnąć… I nagle nawykowa myśl się urwała jak ucięta nożem Pojawiła się inna – odkrywcza i ambarasująca zarazem. Jaka praca? Jesteś na emeryturze, a mieszkanie tak wypucowałaś, że zdałoby wszelkie testy czystości, na czele z testem białej rękawiczki. Praca, dom, praca, dom… Nawyk w myśleniu sugerował, że od lat stosowałam tę wymówkę. Powoli zaczynało do mnie docierać, że jeśli teraz, na emeryturze, nie mam co robić, to wyłącznie moja wina – bo nigdy nie próbowałam robić nic innego. Stasia od zawsze próbowała wielu rzeczy. A przecież życie jej nie oszczędzało. Młodo została wdową, ale nie załamała się, nie pogrążyła w żałobie ani też nie szukała na siłę nowej miłości. Zdecydowała się żyć sama, co nie znaczy, że była samotna. Angażowała się w pomoc dzieciom i bezdomnym. Pomagała w jednej z fundacji, opiekowała się maluchami w szpitalu. O rozrywkach też nie zapominała, tak jak o uśmiechu na twarzy. A ja co? A ja nic. Tylko praca, dom, praca, dom… Jałowiałam, gorzkniałam, dziadziałam... Przez kilka kolejnych dni zastanawiałam się nad swoją sytuacją. Niewiele wymyśliłam. Poza tym, że mogłabym zostać babcią na pełny etat. Co prawda, jeszcze będąc w ciąży, Elizka ambitnie powtarzała, że jest dorosła, odpowiedzialna, świadomie zdecydowała się na macierzyństwo, rezygnując z kariery zawodowej, więc nie zamierza się wyręczać w opiece nad dziećmi i prowadzeniu domu pracującymi babciami, mającymi przecież własne życie. Rozumiałam i nie chciałam się narzucać ze swoją pomocą, ale... w końcu zdecydowałam się zadzwonić do córki. – Elizko, nie potrzebujesz przypadkiem pomocy przy chłopcach? – spytałam niepewnie. – Wiem, co mówiłaś, ale mam dzisiaj wolny dzień, może zabrałabym ich na spacer albo coś? – Zapomnij, co kiedyś mówiłam! Duma dumą, a życie życiem. Z nieba mi spadałaś, mamo! – Radosna ulga w głosie córki świadczyła o tym, że wstrzeliłam się ze swoją propozycją idealnie. – Będę za godzinkę. Ty już ich szykuj. Kacper i Marcel, energiczne czterolatki, zafundowali mi pełne wrażeń i śmiechu popołudnie. Przypomniały mi czasy, kiedy Elizka była mała i zabierałam ją do piaskownicy. Lepiłyśmy babki, kopałyśmy dziury w poszukiwaniu mokrego piasku, z którego dałoby się zbudować zamek. Wtedy żałowałam, że mam tak mało czasu dla córeczki. Teraz nic mnie nie goniło i zaszalałam z wnukami na placu zabaw. Zaczęliśmy od huśtawek, potem były drabinki i zjeżdżalnia, wreszcie zaanektowaliśmy wspólnie piaskownicę z zamiarem postawienia zamku. Początkowo czułam się trochę dziwnie, bo inni rodzice siedzieli na ławkach i przyglądali nam się ciekawie. Szybko jednak zapomniałam o obserwatorach, pochłonięta zabawą. Nie wiedzieć kiedy dołączyli do nas inni budowniczy: Franio z dziadkiem i Julka z tatą. – Może na wierzchołek baszty damy flagę z liści? – zaproponował starszy pan. – To będzie zamek leśnej wróżki? – spytałam. – Smoka, jeszcze trzeba smoka! – wyrwał się Marcel. – Tak, tak! – Franio zaklaskał w rączki. – Ale ja nie umiem zrobić smoka – przyznałam ze smutkiem. – Zrobimy, zrobimy – zapewnił jowialnie tata Julki. Wspólnymi siłami postawiliśmy zamek z fosą, basztami udekorowanymi liśćmi, a wrót pilnowały dwa smoki. Z dumą przyglądałam się naszemu dziełu. – Aż żal, że pewnie zaraz ktoś go zburzy – westchnęłam. – Najwyżej jutro wybudujemy nowy – odparł z uśmiechem dziadek Frania. – Babciu, a jutro też tu przyjdziemy? – zapytał z nadzieją Kacper. – Zaraz po przedszkolu? – Jeśli tylko mama pozwoli. – Pogłaskałam wnuka po głowie. – A jeśli mama nie pozwoli i babcia będzie miała wolny czas, to może da się zaprosić na kawę? – usłyszałam zaskakującą propozycję. Dziadek Frania stał tuż obok, trzymał wnuka za rękę i patrzył na mnie wyczekująco. Nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy i najzwyczajniej w świecie mnie zatkało. – Babciu, idziemy? – Marcel pociągnął mnie za rękę. – Już, już... – mruknęłam zamyślona, wciąż rozważając pierwszą od nie pamiętnych czasów propozycję… no tak, randki! Ostatecznie dałam panu Józefowi numer swojej komórki, mówiąc, że się zdzwonimy i coś ustalimy. Potem odprowadziłam wnuki i wróciłam do siebie. Już w domu wciąż nie mogłam uwierzyć w to, jak jedno popołudnie odmieniło moje życie. A raczej otworzyło mi oczy. Więcej takich atrakcji, a zatęsknię za nudą, myślałam zmęczona, ale zadowolona. Stasia wpadła do mnie wieczorem – Ale to był wspaniały wyjazd! – obwieściła gromko od progu. – A ty co masz takie rumieńce? – zainteresowała się.– Chora jesteś? – Może się zakochałam… – rzuciłam żartem, nim pomyślałam, no i się wkopałam. Stasia wyciągnęła ze mnie pełne zeznanie o tym, jak panikowałam na myśl o emeryturze, jak zdesperowana zadzwoniłam do córki i o popołudniu spędzonym na placu zabaw. – O, jeszcze mam piasek we włosach! – Zaśmiałam się. – Jak za dawnych lat! – Może jutro uroczy pan Józef pomoże ci go wyjąć... Przyjaciółka puściła do mnie oko, a ja zamiast ją zbesztać za niestosowne uwagi, zachichotałam rozbawiona. – Już się nie mogę doczekać. – No czy ja ci nie mówiłam? – triumfowała Stasia. – Życie na emce nabiera nowego smaku! Tylko daj mu szansę. A potem się przygotuj, bo będzie się dziaałooo! Coś w tym jest, pomyślałam. Naprawdę coś w tym jest... Czytaj także:„Kochałam mojego męża, nie był złym człowiekiem. Tylko te inne kobiety w jego życiu…”„Uświadomiłam mężowi, że uroda kobiety kosztuje, i to sporo. Na kolację dla gości była herbata i sucharki”„Liczyła się dla mnie tylko kariera, do celu szłam po trupach. Gdy śmierć zajrzała mi w oczy, obok mnie nie było nikogo”
Twórcy "Księgowego" Ben Affleck i reżyser Gavin O'Connor planują kolejny wspólny film. Miałby to być dramat sportowy "The Has-Been" według scenariusza Brada Ingelsby'ego. To historia emerytowanego gwiazdora koszykówki ( Affleck ), którego życie legło w gruzach z powodu uzależnienia. Mężczyzna próbuje odkupić dawne winy
- Byłem strasznie głupi. Coleen nigdy mi nie wybaczy. Moje życie legło w gruzach - kaja się Rooney, zapowiadając, że zrobi "dosłownie wszystko", żeby ratować rodzinę. Na to już jednak pewnie jest za późno. Nawet krewni gwiazdora nie szczędzą mu gorzkich słów. - To nieodpowiedzialny gówniarz. Jak można robić takie świństwa? Zachował się jak zwykły szczur - mówi Natalie, kuzynka Rooneya. - Wayne, przyniosłeś wstyd całej naszej rodzinie. Biedna Coleen, zdradzona w piątym miesiącu ciąży... To obrzydliwe!Przeczytaj koniecznie: Robert Kubica wygrywa w rajdzie Jedyną osobą, która nie ma do Rooneya pretensji, jest Jenny Thompson (21 l.). Niegrzesząca przesadną urodą prostytutka nieźle zarobiła na spotkaniach z piłkarzem (po 1200 funtów za noc), a kolejną furę pieniędzy zapłaciły jej gazety za ujawnienie afery. Rooney zdradzał małżonkę od lipca do października ubiegłego roku. - Wayne był nieśmiały i niezdarny - zdradza prostytutka, opowiadając, że piłkarz zaprosił ją nawet do swojego domu, gdy Coleen wyjechała z też: Sebastian Świderski szalał w gokarcie Rooney zdradzał żonę nawet w towarzystwie swoich kolegów z zespołu. - Kiedyś byliśmy w restauracji należącej do Rio Ferdinanda. W tym samym czasie przebywało tam wielu piłkarzy MU. Wayne wcale się nie krył. W pewnym momencie wziął mnie za rękę i poszliśmy na zaplecze. Kiedy wróciliśmy, wielu zawodników patrzyło na nas z odrazą. Było mi strasznie głupio - wspominała Jenny Thompson. To nie pierwszy numer z prostytutkami, który zdradził Coleen 6 lat temu, krótko przed ślubem. Wtedy narzeczona mu przebaczyła. Teraz nie ma co liczyć na łaskę żony. Piłkarz już musiał się wyprowadzić z ich wartej ponad 5 mln funtów posiadłości...
51 views, 1 likes, 1 loves, 0 comments, 4 shares, Facebook Watch Videos from Fundacja Beagle w Dom: Witajcie Człowieki! Jestem Tango, pies niczyj. Liczę sobie już dziewięć wiosen! Moje dotychczasowe
Edipresse Moje życie nagle legło w gruzach, ale jestem szczęśliwa. Z tygodnia na tydzień udowadniam sobie, że nadaję się na matkę. Przeczytaj historię Iwony. Iwona Dycha/praca konkursowa 27 kwietnia 2014 W dniu urodzin w ramach prezentu zrobiłam test. Nie miałam odwagi patrzeć. Dwie kreski wyczytałam w Jego oczach. Szok, przerażenie i milion myśli. Nowa praca, walka o awans, mieszkamy razem dopiero od 3 miesięcy. Znamy się od roku. To nie możliwe... Płacz i zgrzytanie zębów. Życie legło w gruzach. Gdyby wśród moich dobrych znajomych zrobić ankietę, czego bym nie chciała najbardziej na świecie, odpowiedzieliby jednogłośnie: dziecka! Uspokaja mnie myśl, że zdarzają się pomyłki, złe testy, wczesne poronienia. Koniec świata. A czerwone od płaczu oczy trzeba zamalować do pracy. 7 maja 2014 HCG potwierdza ciążę. USG również. Lekarz mówi: tu prawdopodobnie rozwinie się płód. I pokazuje coś na monitorze, czyli tak jakby tam jeszcze nic nie było. Znowu płacz, obwinianie całego świata. On przypomina, że nie mamy już po 20 lat, tylko 10 więcej i dzieci to nie taka tragedia. Chyba się cieszy, co mnie jeszcze bardziej irytuje. Mam ochotę cofnąć czas. 20 maja 2014 Boję się dotykać brzucha. Jakby nie należał do mnie. Boje się, że dotknę go i nagle mnie zaczaruje. Widzę oczami wyobraźni rozstępy, dodatkowe 20 kg, obwisłe piersi. Boję się, że nie pokocham tego dziecka. Śmierdzą mi perfumy w sklepie i na ludziach. 25 maja 2014 Udowadniam sobie, że nie nadaję się na matkę. Na argument, że jestem za młoda, On się tylko śmieje. Kolejne USG. Serduszko bije jak szalone 148 uderzeń na minutę, a płód wygląda jak chomik. Nie płakałam ze wzruszenia. Ale też i nie płakałam z nieszczęśliwości. Po USG poszliśmy na lody. 1 czerwca 2014 Karta ciąży założona. Formalnie i państwowo jestem w ciąży. To brzmi jakbym nie mówiła tego o sobie. Stwierdzenie "jestem w ciąży" jeszcze nie funkcjonuje w moim słowniku. Postanowiliśmy powiadomić przyszłych dziadków. Potraktowałam to jak przykry obowiązek. Nie rozpiera mnie szczęście. Ale dotykam już brzucha bez strachu, że mnie "zaczaruje". On mówi, że tam bije serce. 15 czerwca 2014 Zaczyna się. Mdli mnie. Jakbym mogła, spałabym 23 godziny na dobę. Płakałam pół dnia, bo okazało się, że sukienka się na mnie nie dopina. Nie pierwsza taka tragedia w moim życiu, ale uruchomiły się zapasy niewypłakanego żalu. On wrócił z pracy i przytulał. 25 czerwca 2014 To, co było chomikiem na ostatnim USG, ma teraz głowę i 4 kończyny. Niesamowite... Mały ludź. Dziwne uczucie. 27 czerwca 2014 W nocy obudził mnie strach. Pół nocy nie spałam, myśląc, czy wszystko jest dobrze. Czy jest zdrowy ten mały ludzik? Czy jeszcze jakieś badania powinnam zrobić? Dawno nikt mi tyle nie zaprzątał głowy. 8 lipca 2014 Szpital. Jakieś plamienie. Strach mnie sparaliżował. Ale nadal nie wiem czy wolałabym, żeby ten chomik był, czy żeby go nie było. 9 lipca 2014 Wszystko dobrze. Wielka ulga. 15 lipca 2014 Lato w pełni. Nic nie mogę jeść. Chudnę. Ciągle robię jakieś badania. Ciągle chciałabym być podłączona do ultrasonografu. Ciągle chciałabym słuchać, czy bije chomikowi serce. 11 sierpnia 2014 Chłopiec! On pękł z dumy. I chyba nadal pęka. To już nie chomik. To SYN. Wszystkie kostki zbadane, nereczki, serducho. Wszystko kompletne, na miejscu. Rozmiar buta prawie 3 cm. Ale szczęście. Poszliśmy na lody. Adobe Stock Prawdziwe historie: Jak tu nie wierzyć w cuda?! Gdy lekarz powiedział, że serduszko mojego dziecka nie bije, czułam się tak, jakby ktoś wbił mi nóż w serce. Straciłam nadzieję, ale cuda przecież się zdarzają. Przeczytaj historię Joanny. Mam na imię Joanna, mój mąż to Artur. Jesteśmy rodzicami dwójki kochanych dzieciaczków: Daniela (4 lata) i Lenki (prawie 2 latka), ale spodziewamy się kolejnego dziecka. I właśnie o tej ciąży chciałabym napisać, bo dla mnie jest ona prawdziwym cudem. Jak grom z jasnego nieba Po narodzinach córki nie planowaliśmy więcej dzieci , ale los sprawił inaczej. Na początku czerwca tego roku niespodziewanie okazało się, że jestem w ciąży. Ta wiadomość była jak grom z jasnego nieba. Szok, strach i nie wiadomo, co jeszcze. Powoli jednak zaczęłam się przyzwyczajać do tej myśli, a nawet cieszyć. Najstraszniejsze słowa, jakie słyszałam w życiu Poszłam na wizytę do lekarza. Nagle usłyszałam: „Przykro mi, ale ciąża się zatrzymała . Serduszko nie bije”. To były najstraszniejsze słowa, jakie usłyszałam w życiu. Poczułam się tak, jakby ktoś wbił mi nóż w serce. Nie mogłam się z tym pogodzić. Nie wierzyłam w to… Ogromna pustka W urodziny męża, 17 lipca, miałam zabieg łyżeczkowania macicy. Nie zapomnę tego do końca życia, ale trzeba żyć dalej. Czeka na mnie w domu dwójka cudownych dzieciaków. Dla nich muszę być silna, ale nie jest to łatwe. Gdy nikt nie widział, płakałam po kątach . Czułam ogromną pustkę. Jak tu nie wierzyć w cuda?! Wychodząc ze szpitala dostałam odpowiednie zalecenia, wyjaśnienia i zapewnienia, że jeszcze kiedyś zostanę mamą. Po dwóch miesiącach poszłam do lekarza, bo nie miałam miesiączki. Opowiedziałam mu o wydarzeniach sprzed kilku miesięcy. Dokładnie mnie zbadał, zrobił badanie USG. To, co zobaczyłam i usłyszałam, doprowadziło mnie do łez. „Jest pani w ciąży” – powiedział lekarz. Bicie serduszka mojego dziecka to najpiękniejsza muzyka dla moich uszu. Z radości chciałam skakać do nieba, zadzwonić do wszystkich na świecie. Krzyczeć, by każdy usłyszał o moim cudzie. ... Fotolia Co jest najtrudniejsze w czasie ciąży? – ta opowieść Was zmieni! Dla wielu z nas najgorsze są poranne mdłości, rosnąca waga, czy ciągłe zmęczenie. Gdy posłuchacie tej opowieści, Wasze myślenie na pewno się zmieni. Lektura obowiązkowa dla każdej kobiety! Często ludzie widzą świat krótkowzrocznie i nic w tym złego. Dolegliwości w czasie ciąży nie należą do najprzyjemniejszych i nic dziwnego, że przyszłe mamy się na nie uskarżają. Mają do tego prawo. Warto jednak czasem spojrzeć na sytuację innych mam, zwłaszcza tych, które są w ciąży, a mają już za sobą poronienie . Dla nich ciąża jest najtrudniejszym okresem w życiu. Ich poranne mdłości cieszą, wymioty radują, a ból piersi jest najwspanialszym objawem na świecie. Gdy przeczytaliśmy wypowiedź tej mamy, od razu wiedzieliśmy, że musimy się nią z wami podzielić. Ta opowieść zmienia. Posłuchajcie: "Poranne mdłości, hormony, wymioty? Nic mi nie przeszkadza. Moim największym koszmarem jest myśl – czy jeszcze jestem w ciąży? Ciąża powinna być najszczęśliwszym czasem w życiu kobiety. Dla mnie jest najtrudniejszym... Od 27 tygodni żyję w strachu i będę tak trwać, aż przytulę dziecko. Analizuję każdy ból, każdy odgłos, puls. Chodzę, śpię, jem, spaceruję, cały czas myśląc o jednym. Dlaczego? Tak wygląda kolejna ciąża po poronieniu. Staram się nie martwić za dużo, wierzę, że to, iż jestem w 27 tyg. ciąży to dobry znak. Wszystkie moje poprzednie trzy ciąże, skończyły się przed upływem 8 tygodni. Każdy tydzień, dzień jest świętem. Choć lekarze mówią, że ryzyko poronienia w tak zaawansowanej ciąży jest dużo niższe, to jednak ogarnia mnie strach. Boję się cieszyć zbyt wcześnie, żeby ta przedwczesna radość nie zamieniła się w rozpacz. Żebym znowu nie straciła dziecka. Wiem, jak to jest i jak to boli. Utrata dziecka to nie tylko ból, że zostało ci odebrane. To także strach, że stracisz następne. Teraz kiedy jestem w ciąży, nie mogę się nią cieszyć, boję się. Nie mówię też o niej nikomu, by nie zapeszyć. By nikt mnie nie pytał potem, a gdzie twoje dziecko, jeżeli znowu się nie uda. ... Fotolia "Karmienie piersią było kwestią życia i śmierci!" – mówi mama wcześniaka Przed porodem wcale nie byłam taka pewna, że będę karmić piersią. Rozważałam różne opcje i wydawało mi się, że o karmieniu wiem wszystko. Tymczasem – jak się potem okazało – nie wiedziałam nic… Karmienie piersią może uratować dziecku życie? Tak, to żadna przesada! – przekonała się o tym Agata Krawiec, mama trzyletniego Kacpra, urodzonego w 30. tygodniu ciąży. Posłuchajcie co mówi o swoim doświadczeniu karmienia piersią: Przed moim porodem wcale nie byłam taka pewna, że będę karmić piersią. Oczywiście wiedziałam, że karmienie naturalne to najlepsze, co można dać dziecku, ale kiedy myślałam o praktyce, a nie o teorii – to planowałam, że mniej więcej po pierwszym miesiącu wprowadzę karmienie mieszane: raz piersią, raz butelką. Układałam sobie, że nocami wprowadzę jedną butelkę, w ciągu dnia też jedną, dzięki czemu uda mi się zachować laktację, tak długo, jak będę chciała, a jednocześnie nie będę musiała spędzać całej doby na karmieniu. Bardzo mi zależało na tym, żeby po porodzie zachować odrobinę swobody. Wydawało mi się, że o karmieniu wiem wszystko, tymczasem (jak się potem okazało) nie wiedziałam nic. Przede wszystkim nie wiedziałam tego, że zamiast urodzić swojego synka po 9 miesiącach ciąży – urodzę go o 3 miesiące za wcześnie. Nie wiedziałam, że pierwsze tygodnie mojego macierzyństwa spędzę, wyjąc nad inkubatorem mojego dziecka. Że na początku nie będę mogła go nawet dotknąć, a kiedy już lekarze mi pozwolą go trzymać za nóżkę a potem nosić skóra do skóry – to będę się bała to zrobić. Bo będę wolała nie dotykać i nie tulić swojego dziecka, niż ryzykować, że się wychłodzi poza inkubatorem. Kto nie przeżył takich chwil, nigdy ich sobie nie wyobrazi, bo ludzka wyobraźnia ma bardzo ciasne granice. Umiecie sobie wyobrazić, że patrzycie na swoje dziecko podłączone do respiratora, bo nie umie samo oddychać? Kiedy urodziłam, nie umiałam uwierzyć, że w ciąży godzinami rozmyślałam o tym, kiedy będę mogła podać butelkę i co... Jak pobrać i aktywować bon turystyczny: instrukcja rejestracji na PUE ZUS (krok po kroku) Ukraińskie imiona: męskie i żeńskie + tłumaczenie imion ukraińskich Mądre i piękne cytaty na urodziny – 22 sentencje urodzinowe Ile wypada dać na chrzciny w 2022 roku? – kwoty dla rodziny, chrzestnych i gości Gdzie nad morze z dzieckiem? TOP 10 sprawdzonych miejsc dla rodzin z maluchami Ospa u dziecka a wychodzenie na dwór: jak długo będziecie w domu? Czy podczas ospy można wychodzić? 5 dni opieki na dziecko – wszystko, co trzeba wiedzieć o nowym urlopie PESEL po 2000 - zasady jego ustalania Najczęściej nadawane hiszpańskie imiona - ich znaczenie oraz polskie odpowiedniki Gdzie można wykorzystać bon turystyczny – lista podmiotów + zmiany przepisów Urlop ojcowski 2022: ile dni, ile płatny, wniosek, dokumenty Przedmioty w 4 klasie – czego będzie uczyć się dziecko? 300 plus 2022 – dla kogo, kiedy składać wniosek? Co na komary dla niemowląt: co wolno stosować, czego unikać? Urwany kleszcz: czy usuwać główkę kleszcza, gdy dojdzie do jej oderwania? Bon turystyczny – atrakcje dla dzieci, za które można płacić bonem 300 plus dla zerówki w 2022 roku – czy Dobry Start obejmuje sześciolatki? Jak wygląda rekrutacja do liceum 2022/2023? Jak dostać się do dobrego liceum?
djvH. 305fdidbmo.pages.dev/257305fdidbmo.pages.dev/248305fdidbmo.pages.dev/388305fdidbmo.pages.dev/136305fdidbmo.pages.dev/61305fdidbmo.pages.dev/117305fdidbmo.pages.dev/12305fdidbmo.pages.dev/396305fdidbmo.pages.dev/143
moje życie legło w gruzach